"Jeśli zapomnę o nich, Ty, Boże Wielki na Niebie zapomnij o mnie"
Niemiecka okupacja Wileńszczyzny przebiegała o tyle skuteczniej i
groźniej, że pomagali w tym kolaborujący z Niemcami Litwini, władze
Litwy, litewska policja (Sauguma), Litewska Służba Bezpieczeństwa i
grupy specjalne, także ochotnicze (tzw. Szaulisi), które czynnie
uczestniczyły w represjach, a właściwie w walce z ludnością, zwłaszcza
polską i żydowską. Litewskie służby były dobrze zorientowane w sytuacji
ludnościowej, przede wszystkim w polskiej konspiracji, rozbijanej już
przez Sowietów, dla Niemców okazali się więc nieocenioną pomocą. W
raporcie Delegatury Rządu RP Departamentu Informacji i Prasy z sierpnia
1941 roku dla rządu w Londynie stwierdzano: "Stosunek Litwinów do
Polaków od początku był wybitnie wrogi. Dążą [oni] do zlikwidowania
polskości wszelkimi sposobami. Przez prowokacje, masowe aresztowania i
rozstrzeliwania dążą do osłabienia ducha. Z posad w magistracie,
kolejnictwie, szkolnictwie i przedsiębiorstwach handlowych zwolniono
wielu Polaków. [...] Ogromne utrudnienia dla Polaków przy otrzymywaniu
racji kartkowych. Litwini złożyli projekt do komisarza Hingsta o
zastosowanie tych samych racji dla Polaków, co i dla Żydów i utworzenie
getta dla Polaków". Kolejne raporty Delegatury Rządu były coraz bardziej
alarmujące, w grudniu tego roku podawano: "[Litwini]
wykazują coraz większą zaciekłość. Ich inicjatywa powoduje większość
licznych aresztowań i wyroków śmierci na Polaków oraz wysiedlenie
ludności polskiej z wielu terenów. Ostatnio masowe aresztowania Polaków,
zwłaszcza młodzieży, przeprowadzono w Trokach i okolicy". Sytuacja taka
utrzymuje się aż do połowy 1944 roku. W połowie 1942 roku w stałych
raportach Delegatury czytamy: "Stosunek Litwinów do Polaków cechuje
ogromna nienawiść wyhodowana i wpojona przez 20 lat niepodległości Litwy
[...]. Litwini zawiedzeni w swych nadziejach przez Niemców jeszcze
bardziej pragną zemsty nad pokonanymi Polakami. Stale grożą, że po
wymordowaniu Żydów przyjdzie kolej na Polaków. [...] Wileńszczyzna [...]
jest terenem najcięższego na obszarze ziem wschodnich Rzeczpospolitej
terroru politycznego, w którym Litwini prześcigają się z Niemcami".
Raport z października 1942 roku: "Aresztowania Polaków trwają bez
przerwy, zmieniając tylko lub znowu zwiększając nasilenie. Odbywa się
ono pod rozmaitymi zarzutami. Największa liczba aresztowanych to
podejrzani o przynależność do tajnych organizacji wojskowych, dalej byli
wojskowi, działacze polityczni i społeczni. Aresztowań dokonuje policja
litewska, która przeprowadza także dochodzenia wstępne, najczęściej
pastwiąc się w ohydny sposób na aresztowanych. Następnie sprawę prowadzi
gestapo. Sądów w sprawach politycznych, poza wypadkami wyjątkowymi, nie
ma. Do niedawna była znaczna liczba wyroków śmierci, wykonywanych z
reguły przez specjalne oddziały Litwinów na placu kaźni w Ponarach pod
Wilnem". Najbardziej szczegółowe, bo naoczne relacje o zbrodni w
Ponarach zostawił Kazimierz Sakowicz, były dziennikarz, mieszkający w
pobliżu miejsca egzekucji. Z okien swego domu widział codzienne niemal
konwoje śmierci i egzekucje. Zapisywał je szczegółowo, ryzykując, jak
się okazało, własnym życiem. W lipcu 1944 roku został postrzelony przez
Litwinów, którzy być może zorientowali się w jego zajęciu, i wkrótce
zmarł. Jego zapiski obejmowały okres od połowy 1941 do połowy 1944 roku,
dokumentowały więc całą zbrodnię w Ponarach. Odnaleziono je dopiero
niedawno zakopane koło jego domu w Ponarach. Brakowało jednak zapisków z
ostatniego półrocza, być może były w nich informacje o litewskich
sprawcach. W sierpniu 1943 roku Sakowicz notował:
"Około godz. 5 przywieźli jedno auto do jamy Rudzińskiej, wyprowadzili
pojedynczo i strzelali. [...] Teraz, tj. od miesiąca strzelają również
policjanci, nie ma już częstych patroli Niemców na torach kolejowych, co
znów ośmieliło Litwinów do rabunków na drodze, tu teraz rabunek ten
odbywa się w dzień i w nocy, jeśli nie są pijani. Przy tym biją, katują,
rozrzucają całe wozy z drzewem, a może coś pod drzewem [...] rozebrani
idą na śmierć, po pewnym czasie wracają szaulisi. Zaczyna się... okazuje
się, że strzelali do polskich adwokatów i doktorów. [...] Trzymali się
fajnie, nie łkali, nie prosili, tylko żegnali się ze sobą i pożegnawszy
się, szli...". Przez główne więzienia niemieckie na Łukiszkach, Rossie,
przy ul. Ofiarnej przeszły setki, jeśli nie tysiące, Polaków
podejrzanych o współpracę z konspiracją antyniemiecką
lub sprzyjanie w ten czy inny sposób akcjom partyzanckim, oskarżanych o
dywersję, sabotaż lub opór wobec okupacyjnej władzy. Aresztowań
dokonywały służby litewskie, którymi Niemcy wysługiwali się w wielu
operacjach, przede wszystkim zaś w samych egzekucjach. Po
przesłuchaniach i śledztwach, w których używano tortur do wymuszania
zeznań, również dokonywano selekcji więźniów, jak to robili Sowieci.
Część wysyłano do obozów koncentracyjnych, głównie do Stutthofu, część
skazywano na śmierć w pobliskich Ponarach. Osobno prowadzono wielkie,
trwające całą okupację, akcje wywozu Polaków na roboty do Niemiec.
Trudno stwierdzić dokładną liczbę ofiar, gdyż Niemcy w swych
dokumentach, prócz jasnych określeń "egzekucja" czy "likwidacja",
używali także niejasnych eufemizmów w rodzaju "specjalne potraktowanie,
zgodnie z rozkazem, zgodnie ze zwyczajem wojennym", a nawet
"zwolnienie", co oznaczało tylko skierowanie z danego więzienia do
Ponar, czyli w ostateczności wyrok śmierci. Nie da się zliczyć tych
wielu ofiar, które zginęły w wyniku potyczek z Niemcami w okolicach
Wilna, mordowanych zbiorowo w odwecie za akcje partyzanckie, podczas
akcji pacyfikacyjnych oddziałów niemieckich i litewskich Sonderkommando i
Einsatzgruppen, które paliły całe wsie, osady, domostwa. Szczególnie
wiele ofiar było wśród młodzieży wileńskiej, uczniów i studentów
należących do organizacji konspiracyjnych, z których największą był
Związek Wolnych Polaków. Do tych prześladowań należy doliczyć represje
wobec duchowieństwa i jawną walkę z Kościołem, likwidację większości
zakonów, zamknięcie klasztorów i seminarium duchownego, usunięcie władz
kościelnych, internowanie zwierzchników. Aresztowano ponad 250
duchownych za pomoc represjonowanej ludności i wspieranie akcji
konspiracyjnych. Część z nich trafiła do obozów koncentracyjnych, około
50 poniosło śmierć, w czasie działań wojennych zginęło na Wileńszczyźnie
około stu duchownych. Trudno jest doliczyć się wszystkich ofiar tych
wielu okupacji na Wileńszczyźnie. Co do okupacji niemieckiej, to według
historyka Moniki Tomkiewicz, autorki książki "Zbrodnia w Ponarach
1941-1944" (IPN 2008) zginęło tam około 2 tysięcy Polaków, mieszkańców
Wileńszczyzny. Natomiast Helena Pasierbska, współpracowniczka AK,
więziona na Łukiszkach, od zakończenia wojny zajmująca się sprawą Ponar,
autorka pierwszych prac o tej zbrodni i założycielka "Rodziny
Ponarskiej", szacuje, że liczba zamordowanych Polaków jest o wiele
większa, wynosi kilkanaście tysięcy. Historyk Piotr Szubarczyk, idąc tym
śladem, uważa, że może nawet sięgać 20 tysięcy.
Miejsce kaźni w Ponarach w okresie komunizmu pozostawało w całkowitym
zaniedbaniu, a wiedza o nim w narodach litewskim i polskim była znikoma.
Co prawda zaraz po wojnie postawiono w Ponarch symboliczne
muzeum-barak, które miało upamiętniać ofiary masowej zagłady, jednak
było ono przeważnie zamknięte, a w 1981 r. doszczętnie spłonęło. Dopiero
cztery lata później teren zbrodni został uporządkowany przez władze,
które utworzyły tzw. Ponarski Zespół Pomnikowy. Zamontowany wówczas
napis na tablicy informacyjnej głosił, że w tym miejscu w czasie wojny
hitlerowcy pomordowani obywateli radzieckich. Przy czym znacznie
zaniżono liczbę ofiar. W 1990 r. w centralnym miejscu zagłady Żydzi
postawili okazały pomnik w kształcie Gwiazdy Dawida, zaś Polacy z
Wileńszczyzny w pobliżu toru kolejowego wkopali dębowy krzyż i ustawili
pamiątkową tablicę, na której znalazł się napis: „Pamięci wielu tysięcy
Polaków zamordowanych w Ponarach, w hołdzie Rodacy Ziemi Wileńskiej”. Od
tamtego czasu miejsce to stało się celem pielgrzymek Polaków
mieszkających nad Wilią, w Polsce i rozproszonych po całym świecie.
Odwiedzając miejsce kaźni w Ponarach nie tylko zapaliliśmy tam znicze i odmówiliśmy modlitwy, ale z wielkim zainteresowaniem wysłuchaliśmy wykładu p. prof. Józefa Maroszka, historyka z Uniwersytetu w Białymstoku który służył nam za przewodnika po Wilnie i okolicach. Dzięki niemu odkrywałam te strony na nowo.
Muzeum w Ponarach
Kwatera polska w Ponarach
Ponary weszły do historii po raz pierwszy jako miejsce przegranej bitwy
powstańców listopadowych pod dowództwem Antoniego Giełguda z armią
rosyjską.
Witaj E.
OdpowiedzUsuńOprócz Kazimierza Sakowicza o zbrodniach w Ponarach pisał również w tekście "Ponary - Baza" Józef Mackiewicz, który był świadkiem mordowania Żydów.
Dzięki wielkie za ciekawy tekst i zdjęcia.
Serdecznie pozdrawiam
Witaj R.,
OdpowiedzUsuńDzięki:)
Czytałam zapiski Mackiewicza.
Litwini nie chcą przyznawać sie do tej zbrodni i starają się wymazać ja z kart historii. Nie padło także z ich strony słowo "przepraszam" w odniesieniu do Polaków.
Dlaczego tylko my mamy przepraszać? Nota bene, za te zbrodnie, których nie popełniliśmy?
Pozdrawiam serdecznie